Anna Sępińska-Radecka,

urodziła się w 1971 roku w Inowrocławiu, ale jako dziecko mieszkała w Poznaniu. Jest matką czwórki chłopców. W 2006 roku wyszła ponownie za mąż, od 2010 roku mieszka w Niemczech. Zdecydowała się na to, po bezskutecznej walce z polską służą zdrowia. Dwoje jej dzieci cierpi na nieuleczalną chorobę – Mukowiscydozę. Jest to choroba genetyczna, dziedziczona recesywnie. Sposób jej leczenia w Polsce pozostawia wiele do życzenia, dlatego sprzedała dom w Polsce i z całą rodziną wyjechała do Niemiec, mając nadzieję, że przedłuży tym życie swoich dzieci. W Niemczech zaczęła wszystko od nowa. To otwarcie zrodziło w niej wiarę w siebie. Postanowiła realizować swoje marzenia, na które wcześniej nie miała ani siły, ani czasu.

W 2013 roku napisała książkę pt. „Jestem”. Historię Barbary, 39-letniej rozwódki z trójka dzieci i nieciekawymi perspektywami, które jednak – za sprawą pewnego przyjęcia – zaczną się zmieniać na lepsze. Tylko czy kobieta „po przejściach” będzie miała w sobie wystarczająco siły, żeby powiedziec „jestem”, i stanąć do zawodów o lepsze życie?

Śpiewa w zespole Gold, który zapewnia oprawę artystyczną wielu imprez okolicznościowych w okolicach Wiesbaden. Zespół wykonuje polskie oraz międzynarodowe utwory dla młodszych i starszych.

Jest laureatką wielu konkursów muzycznych oraz programów telewizyjnych, w tym emitowanego w telewizji TVN programu „Zostań gwiazdą”.

www.gold-duet.de

 

Anna Sępińska-Radecka

Jestem

fragment

Wróciła z pracy do domu. Po drodze, oczywiście, odebrała Piotrusia ze żłobka. Jakub i Edyta byli bardzo samodzielni, jednak nie czekali na mamę w domu tylko w świetlicy szkolnej. Tam było bezpieczniej.

Przychodzili o umówionej godzinie. Weszli więc wszyscy do domu. Na początku Basia ani dzieci nic nie zauważyli, ale na podłodze w pokoju było kilka porozrzucanych ubrań Andrzeja. Basia odruchowo zaczęła zbierać ubrania i gdy otworzyła szafę, żeby je schować, zdziwiła się tak, że aż otworzyła usta. Szafy Andrzeja były puste. Barbara gwałtownie otwierała jedną szafę po drugiej, szuflady. Nie było żadnych jego rzeczy i ubrań.

– O Boże, nie ma go – sama do siebie głośno mówiła Basia. – Nie ma go.

– Kogo nie ma? – zapytał Kuba, chociaż zauważył jednocześnie puste, pootwierane szafy ojca. – Tata się wyprowadził?

– Chyba tak – po cichu, jakby jeszcze nie wierzyła, powiedziała Basia.

Do pokoju weszła też Edyta. Nawet nie pytała. Tylko stała i patrzyła na mamę i Kubę.

– Nie ma go. Boże, nie ma go! – krzyczała coraz głośniej Basia, jakby chciała zwrócić się również do Boga, żeby on też to usłyszał. – Boże, dziękuję Ci – zakryła twarz rękoma i płakała, płakała ze szczęścia. Pierwszy raz płakała ze szczęścia.

Dzieci patrzyły na nią ze zdziwieniem. Nie wiedziały, czy mają się cieszyć z nią, czy płakać tak jak ona. Nie wiedziały, czy to szczęście przemawia przez nią, czy rozpacz.

– Boże, otwierają się drzwi – powiedziała po cichu Basia. Do domu wszedł Andrzej. Dzieci gwałtownie odwróciły się i poszły do swojego pokoju, zamknęły za sobą drzwi.

Basia patrzyła na niego i zastanawiała się, o co tu chodzi. Wrócił, czy co? – myślała.

– Zostawiam ci klucze. Wnoszę o rozwód. Wyprowadziłem się, jak widzisz. Nie mam zamiaru się więcej z tobą męczyć – i po cichu, prawie przy jej twarzy dodał: – dziwko.

Basia poczuła zapach dopiero co wypitego piwa. Nie zdziwiło jej to wcale. Ale to, co jej powiedział o wyprowadzce, owszem. Popatrzył dookoła. Wszedł do pokoju chłopców, siedziała tam też Edyta, trzymając na kolanach Piotrusia. Bez słowa ogarnął całą trójkę wzrokiem, po czym wyszedł z ich pokoju. Spojrzał pogardliwie na stojącą w przedpokoju Basię. Otworzył drzwi i jedną nogą już przekroczył próg domu. Jednak wrócił się i powiedział Basi prosto w twarz:

– Znalazłem kobietę mojego życia. Spotkamy się w sądzie.

Odwrócił się, znów otworzył drzwi i po prostu wyszedł. Basia chwilę stała jeszcze nieruchoma.

– Boże! To cud. A mówią, że cuda się nie zdarzają. To prawdziwy cud – Basia mówiła do siebie. Dzieci wyszły z pokoju, podeszły do mamy i przytuliły ją najmocniej, jak potrafiły.