Claudia Daniel

urodziła się w Chorzowie. Tam spędziła dzieciństwo i młodość. Obecnie mieszka w Dortmundzie. Pracuje w domu opieki społecznej w charakterze socjalnego terapeuty. W ramach swojego zawodu brała udział w szkoleniach z zakresu m.in. Sterbebegleitung – towarzyszenie umierającym.

Już będąc dzieckiem, wymyślała i przelewała na papier krótkie bajki. Później zafascynowała ją poezja oraz wiele innych gatunków literackich. Tak pozostało do dziś. Jej pasją jest zagłębianie się w arkana słowa. Jej twórczość inspiruje człowiek i jego natura. Ktoś powiedział, że potrafi wysłyszeć radość i smutek.

Kocha muzykę, literaturę i malarstwo. Kocha podróże „do granicy postrzegania”. Poza tymi granicami nie była nigdy. Odczuwa nieustanną potrzebę pisania. Słowo w każdej formie stanowi ważny faktor w jej życiu.

Jej wiersze ukazały się w trzech następujących po sobie wydaniach „Antologii Języka Polskiego” wydanych w latach 2006-2008 przez wydawnictwo Unser Forum Verlag w Witten. W 2007 roku w debiutanckim tomiku „Miłość mieszka w niebie”, opatrzonym grafiką pochodzącą z własnych szkiców, oraz w roku 2010 w antologii „Wierszobranie”.

Pisze często, bo jak podkreśla, poezja to sposób na wypowiedzenie własnych uczuć i myśli. To inny sposób na codzienność. Od pewnego czasu swoje emocje wyraża również poprzez malowanie i szkicowanie. W jej malarskiej twórczości dostrzec można ślady pracy zawodowej, którą wykonuje z wielką pasją.

Z jej twórczością można się zapoznać na stronach www.moja-poezja.de

 

 

***

 

Rozbieram słowo KOCHAM

na szczęście i ból.

 

Na wypowiedziane

i wbite w samotność.

 

Na nadzieję i obawę.

 

Na dzielenie się sobą

i przyjmowanie.

 

Na bezkresną wędrówkę w poszukiwaniu.

 

Naga i bosa,

...bezwstydnie...

rozbieram słowo KOCHAM

na odczucia

z własnego punktu serca i rozumu.

 

 

Będzie teraz

 

nie będzie końca

jak nie było początku

wszystko rozejdzie się

zniknie w Twoim mijaniu

twarze po drodze

ślady na piasku listy

rozpłyną się w wodzie

 

zapadnięcia światła

nie będzie jak jego

nastania tylko krótkie

ujęcie rzeczywistości

rozpierzchnie się

jak jej postrzeganie

 

 

Burza

 

To sobie wreszcie na ulice miasta

potokiem kropli - myśli opadam

i błyskawic.

Uśpionych ze snu gromkim echem wyrywam

i jaśnieje raz po raz

 

To sobie wreszcie lustrzanym odbiciem świateł

w kałużach zapadam

i latarniach.

Nieśpiących w marzenia przyzywam

i milknę

 

 

 

Wigilia

 

Jest cicho.

 

Żadnego głosu.

Śpiewu żadnego.

 

Spokojny, rytmiczny oddech mroku.

 

Czasowi oddaję oczekiwanie.

 

Wszystkie światła

Mijam

mieniące się od gwaru i pośpiechu

 

Na narodzenie Twoje czekam.

 

 

***

 

Bez pytania.

Bez odpowiedzi.

Usta zamknięte horyzontu kreską.

Przekaż piórkiem, czy spotkałeś tam zjawę

co by pędzlem dziergała płótno.

Słów co by tkała freski.

 

Bez pytania.

Bez odpowiedzi.

Zamknięta w ust ograniczeniu.

Na listku drżącym niepewnością przysiadam

Milczenia słyszeć Twojego nie chcąc

Na zieleń nanoszę arabeski

 

Pamięci Jerzego Ludwika Janiszewskiego