Barbarba Ejsymont-Mierzejewska

Urodziła się w 1946 r. na Białostocczyźnie. Skąd później z rodziną przeniosła się do  Wołomina.

Od  1980 r. mieszka w Niemczech, obecnie w Monachium.

 

Moje dzieciństwo przepełnione było miłością i zrozumieniem. Otaczały mnie ciepłe piachy i zapach igliwia. Po kilku latach zamieszkaliśmy w Warszawie i reszta mego polskiego życia była z tym miastem związana, ale tęsknota za drewnianym domkiem, ciepłem małego miasteczka znalazła na zawsze miejsce w moim sercu.

Miłość do wierszy zawdzięczam mojej mamie, która zamiast opowiadać nam bajki czytała nam Konopnicką, Tuwima, Brzechwę i recytowała przepiękne rosyjskie wiersze, których melodyjność mnie zachwycała.

Mój pierwszy wiersz napisałam w trzeciej klasie szkoły podstawowej, ale do dalszej „twórczości” zniechęciła mnie nauczycielka, zarzucając mi oszustwo. Nie uwierzyła, że wiersz napisałam sama.

Z wykształcenia jestem technologiem przetwórstwa owocowo-warzywnego, a moja kariera zawodowa w Polsce związana była z winiarstwem.

Koleje losu rzuciły mnie w 1980 r. do Monachium. Moja tęsknota za rodziną pozostałą w Polsce, za polskimi wspomnieniami i wyobcowanie były tak silne, że zaczęłam znów pisać wiersze. Pisanie traktowałam jako swoistą terapię. Wiersze powstały, lecz problem nieprzystosowania się pozostał.

Lubię wiersze, które otwierają duszę i pobudzają do myślenia – wiersze, które mają melodię. Nie lubię wierszy udziwnionych, z wyszukanym słownictwem.

Dlatego moje wiersze są otwarte, pisane zwykłą, potoczną mową, melancholijne...

Miałam kilka wieczorków poetyckich w Monachium, m.in. w Polskim Centrum Kultury, w Polskich Misjach Katolickich. Reportaż o mnie, razem z wywiadem ze mną wyemitowany był jako półgodzinna audycja „Dziura w niebie”  w polskiej edycji berlińskiego radia „Multikulti”.

Moje wiersze wydałam dwukrotnie. Pierwszy tomik – Wiersze, powstał przy współpracy i pomocy Wydziału Kultury Konsulatu Generalnego w Monachium

Kolejny tomik - Mnie wystarczą miłości okruszki wydany został w 2009 r. w wydawnictwie BWT we Wrocławiu.

 

 

 

***

Stoję smutna w kolejce po miłość,

a towaru na półkach wciąż brak…

Stara miłość zszarzała, postrzępiona na brzegach,

a na nową – nie bardzo mnie stać.

 

 

 

***

 

Musnąć myślą cię chciałam jak kwiatem

pocałunku motylem otulić,

słów pieszczotę zachować w pamięci,

wśród banałów ich sensu nie zgubić,

obraz miłej twej twarzy zachować

i przytulić do ciepła poduszki…

Choć niewiele mi dajesz,

wciąż odsuwasz od siebie –

mnie wystarczą miłości okruszki.

 

 

***

Matce

 

Gdzieś u schyłku życia,

na przeręblu czasu,

sucha od soli przelanych łez,

bez nadziei na przyszłość

- pomarszczona i brzydka

jak przywiędły, bez wody, odtrącony bez.

Zatopiona w marzeniach,

przygarbiona i stara,

przykurzona brzydoty szarością,

zapomniana przez wszystkich,

odepchnięta od życia

- lecz tak piękna minioną miłością.

Błękit oczu wyblakły,

słodycz głosu matowa,

ręce drżące od pracy i znoju,

i choć żyła dla wszystkich,

pracowała dla wielu,

dziś umiera samotna, w spokoju.

Bóg ją teraz przytuli

i przygarnie do serca

i otuli ramieniem miłości,

teraz będzie już dobrze –

nic cię już nie zasmuci,

teraz jesteś w krainie radości.