Irena Moll
Urodziła się w 1953 r. w Rudzie Śląskiej, mgr filologii polskiej, studiowała na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Od 2008 r. mieszka w Dortmundzie.
Już w dzieciństwie aktywnie uczestniczyła w życiu kulturalnym, jej główne zainteresowania to: taniec, śpiew, gimnastyka artystyczna, gra na skrzypcach. Jako nauczycielka języka polskiego otrzymała kilka nagród za wyniki nauczania, animację życia kulturalnego szkoły, organizowanie imprez dla środowiska, przygotowanie młodzieży do konkursów recytatorskich, m.in. w roku 1983 za zajęcie trzech równorzędnych wyróżnień 1. stopnia w Wojewódzkim Konkursie Żywego Słowa w Katowicach.
Pierwsze próby pisania wierszy podjęła w maju 2011 r., kiedy to zainspirowana entuzjazmem środowiska poetów polonijnych, przyłączyła się do tej twórczej przygody. Autorka kilku publikacji w wirtualnej gazecie „Wiadomości24” oraz współredaktorka tomiku wierszy pt. „Trzeba zachować trochę życia...” Piotra Gabriela Skorupy. Współpracuje z warszawskim kwartalnikiem „Własnym Głosem”.
Irena Moll w Pepe-Tv: http://www.pepe-tv.de/?s=moll
Zdrapka
bez liryzmu
za to współcześnie
próbuję z lękiem zdrapywać
a może jednak tak zostawić
taką niezdrapkę
ta specjalna farba
przywarła do podłoża
i już nic więcej nie zobaczę
jednak próbuję
powoli
pierwszy znak: jest drżenie zmysłów
kolejny: oczekiwanie
następny: i like
odkrywam że jesteś
co z tego zawsze byłeś
lecz jeśli jesteś dla mnie
to jesteś inaczej
***
przez brudne szyby samochodów
słychać grzechy tego świata
przez brudne szyby samochodów
wysysasz ze mnie
mój cały rachunek sumienia
wspólna podróż
anioł zamyślenia
odciął ich od świata
obcy sobie
choć jakoś bliscy swym zajęciem
on pochłonięty logarytmami
ona analizuje poezję
jego młode pióro pośpiesznie zapełnia kartkę w kratkę
gdy ona znajduje świstek dla spisania refleksji na kolanie
za chwilę każdy
pójdzie swoją drogą
do końca obcy
mistyczna chwila zdolności umysłów
w kloszu własnych emocji
o których nawzajem nie wiedzą
Viva España
piąta nad ranem
księżyc wchodzi do pokoju
miesza się z czerwonym winem
ledwo widzialny
ślimak ślimaczy podłogę
jak wydłużyć tę noc w nieskończoność
i znów ten lęk
jak tam będzie
pękata walizka szykuje się do drogi
terapia
wiersze na odwrocie
szpitalnego menü
by papier się nie zmarnował
trzy razy dziennie
jak lekarstwo
ułamki przetworzonej szarości w zapiskach
odżywiają lepiej niż
prozaiczna strawa
Nie omijaj mnie
gdy nie przychodzisz
wschodzi lęk
kiedy jesteś
zachodzą wielkie oczy
dajesz mi siłę
wzbogacasz myśli
odmieniasz mnie
odnoszę małe wielkie zwycięstwa
kiedy jesteś we mnie
rosnę
jest tak dobrze
moje słowo nie pada na wiatr
moje myśli pienią się
przychodź do mnie
Galilejski Przechodniu
/inspiracja wierszem Romana Brandstaettera /
***
w Wielkiej Orkiestrze
tysiące smyczków
grzmią
znów świątecznie
jednym głosem polifonicznym