Małgorzata Zofia Nowak
Urodziła się i wychowała na polskim Mazowszu. Tam tez zdobyła wykształcenie i pierwsze doświadczenie zawodowe. W latach 80. losy zawiodły ją do Köln, gdzie mieszka z rodziną, działa i tworzy. Synowie połączyli jej symboliczne dwa światy, gdyż jeden urodził się w Warszawie, a drugi w Köln. Tutaj także zdobyła dalsze kwalifikacje zawodowe.
Od kilku lat prowadzi własną działalność gospodarcza w zakresie prowadzenia małych firm i rozliczeń podatkowych. W ostatnich latach zdobyła kolejne kwalifikacje zawodowe, tym razem w kierunku pedagogika i komunikacja. Zawsze interesowała ją praca społeczna. Angażuje się socjalnie i społecznie w różnych organizacjach dla dzieci, rodzin i ludzi potrzebujących pomocy. Działa także w organizacjach polonijnych. Tworzy wiersze, krótkie teksty oraz maluje. Jest niepoprawną marzycielką i wiecznym niepokornym dzieckiem.
fot. Rudi Kosinski
Gra w chowane
Na palecie - obłoku
siadło – moje marzenie
przeciągnęło się – lekko
I ...
przygląda się – z drżeniem.
Buziak – taki – ma słodki
a...
policzki – rumiane,
aksamitne powieki
okolone – rzęsami.
Uśmiech ma – zagadkowy,
włosy – wiatrem rozwiane,
jakby chciało – mnie porwać
gdzieś – daleko
w nieznane.
Taka – mała istota
gra – wciąż ze mną
w ... chowane.
To – pojawia się
znika
by...
znów wrócić
nad ranem.
Przycupnęło – cichutko
wodzi...
swoim – spojrzeniem.
Gdzie – zabierze mnie
dzisiaj?
Niewiadomo – marzenie.
Ona i deszcz
Szła przez deszcz –
strumienie łez
zlewały się ze strumieniami deszczu.
Szła przez deszcz
nie czując nic.
W szarym płaszczu,
szara jak ten deszcz.
Wszystko było szare;
i niebo zasłane dywanem z chmur
i most
i rzeka pod mostem.
Szare były domy,
chodniki i ulice
zlewane potokami ulewy.
Nawet drzewa płakały
ciężkimi kroplami.
Wielkie krople deszczu
spadały i rozbijały się,
na chodniku i na wodzie,
tworząc ciemne kręgi.
Tak jak wielkie łzy,
spływające po jej twarzy,
rozbijały się na kołnierzu
jej szarego płaszcza.
Mokre, drobne dłonie
zaciskały go bezwiednie
na szyi.
Wtapiała się w ten krajobraz
tworząc z nim jedno.
Świat płakał z nią.
Jej szare życie i ta gorycz,
która właśnie się przelała,
dopełniały wszystkiego.
Szła przed siebie – bez celu
nie chcąc myśleć
i wiedzieć co dalej.
Zatapiając się w tej szarości
czuła się bezpiecznie.
Nie widziała nikogo,
z nikim nie musiała
dzielić się swoją kondycją,
nikomu nic tłumaczyć.
Mogła iść z chmurami
i płakać z deszczem.
Postaci przemykające spiesznie
były jej obojętne.
One tez nie zwracały
na nią uwagi, myśląc
o cieple przytulnych domów.
Dla niej ten świat nie istniał,
był jej obojętny.
Było jej dobrze
w tym krajobrazie
z deszczem w oczach
i chmurami w sercu.
Tylko jej czerwone pantofle
zdradzały,
że w tej szarości
nie wszystko jest obojętne.
Te czerwone pantofle,
przemoczone deszczem,
w jej szarym pejzażu,
mówiły o miłości
i o nadziei
w jej starganym sercu;
choć wokół była
tylko szarość i deszcz
Gdy znajdzie się
choć kropelka nadziei
i miłości
nie wszystko jest stracone,
ale na razie
była tylko szarość
i ona w tej szarości
i deszcz i jej łzy.
Modlitwa II
Rozjaśnij mi oblicze i
świat mi rozjaśnij.
Zabierz chmury kłębiące się
ostro pod czaszka.
Zabierz te niepokoje
co nie dają zasnąć.
Zabierz ołów powiekom,
gdy na dworze jasno.
Myślom przywróć ich lekkość,
strukturę pierzasta.
Daj pokonać trudności,
gdy ręce opadną.
Daj ogarnąć mi chaos i
zobaczyć światło.
Strumienie łez mi osusz,
kiedy płynąć zaczną.
Kolce wyjmij mi z oczu,
gdy kaleczyć zaczną.
Zrozumienie mi okaż,
gdy od zwątpień czarno.
Ze światłem mnie poprowadź,
gdy idę pod światło.
W serce wlej mi otuchę,
miłością mnie napój –
Wielkości niepojęta,
Dobroci i prawdo
Pasemko szczęścia
Ostrożnie chwytam
pasemko szczęścia
tak cieniutkiego
jak skrzypków struna.
I mocno trzymam
w zamkniętej dłoni,
bo gdy go puścisz
to szczęście znika.
Szczęście jest kruche
a my tak głodni,
że każdy okruch
cenniejszy od złota.
Szczęściu nie dajmy
wymknąć się z dłoni,
bo nie powróci
tak łatwo do nas.
Na wiolinowych
strunach zawisło,
rzewnie i skocznie
mówi dziś do nas.
Dziel się tym szczęściem
jak kropla wody
pragnienie gasząc
szczęścia spragnionych.
Trwamy czy jesteśmy?
Wciąż trwamy
Lecz – czy jeszcze jesteśmy?
Jak jesteśmy?
Gdy słowa płyną obok
I drogi się rozchodzą.
Gdy ręce się nie pocą
I lica nie rumienią.
Gdy wnętrze jest spokojne
I oczy już nie płoną.
Gdy wargi już nam nie drżą
I serce nie łomoce.
Gdy pożądanie zgasło
Lecz ciepło jeszcze w sercu
I rozrzewnienia nuta
Siwiźnie gładzi światło
I ze spokojem duszy
Kroczymy dalej naprzód.
Tak dużo już za nami
Zmieniły kolor karty.
***
W tej codziennej bieganinie
Podczas wrzasku, zgiełku, pędu
Zatracamy się w małostkach
Wśród codziennych małych wstrętów
Lecz budzimy się na chwilę
Szukać w świecie intelektu
Innych przeżyć, innych doznań
By nie zginąć pośród zgiełku
Zostawiamy poza nami
Te codzienność niedorzeczną
I wkraczamy w inne ramy
Chłonąc w siebie światło, ciepło
Nie – nie dajmy się omamić
Złudnym blaskiem, tanią brednią
Bądźmy czujni i szukajmy
Drogi prawdy bez podstępu
Winna niewinność
Niewinność z winą
w winie się mieści.
Winną niewinność
opiewaj w pieśni.
Wina nie wina,
wino nie wino.
Niewinność z winą
winna niewinność
Krucha podstawa
winy nie winy.
Swoje rozterki
w winie topimy.
Winnej słodyczy
łyczek niewielki.
Kielich goryczy
na dnie perełki.
W winie umoczmy
niewinne usta.
Wina nie wina,
jakieś oszustwa.
Wina kropelki
w kielichu wielkim.
Niewinna winność
w winie się mieści.
I ten dylemat -
Winy nie wina.
Winna niewinność
znów przed oczyma.