Michał Sopala,

urodził sie w 1964 r. w Rudzie Śląskiej. Dzieciństwo i młodość spędził w Bytomiu oraz w Gliwicach, gdzie studiował na Politechnice Śląskiej.

Po wyjeździe do Niemiec osiedlił się w Nadrenii i tam studiował w kierunku Automatyzacji na FH Niederrhein w Krefeld.

Przelane na papier myśli rzadko pokazuje światu.

Uwielbia muzykę wszelkiego rodzaju, sam gra na gitarze. Pasjonuje go malarstwo, fotografia artystyczna i poezja. Kocha długie wieczory spędzane przy lampce wina w kręgu najbliższych. Kiedy chce być sam, wsiada na rower.

 

 

Spowiedź

 

jam jest jabłoń

lubiąca majem się stroić

i kocham deszcz

co hesperyjskie barwy

dziewictwem szkli

w nadzieję ubrała mnie matka

i wsączam się

w krew praojców

młody

trwam jeszcze

i słucham

jak basem huczą

bąki kosmate

gdy słońce całuje me ciało

i tańczyć jeszcze umiem

choć wiatr zdziera

i rozrzuca

poezję mego istnienia

okrutny

 

 

Czas pisać wiersze i czytać

 

Czas już czas do domu wracać

Czas wychylić szkło do dna

Czas też rzewnie się wypłakać

Czas powiedzieć także – „tak“

 

Czas z szatanem bitwę stoczyć

Czas otulić nocą dzień

Czas karabin już odłożyć

Czas wzbić ponad chmury się

 

Czas pisać wiersze i czytać

Czas kogoś kochać i być

Czas nad swym losem zapłakać

Czas wreszcie też skończyć żyć

 

 

Erotyk

 

godzina święta

noc wniebowzięta

i twe

ciało

com winem

ust moich poił

i usta

lepkie

gęstością krwiste

oddalają

nienarodzony poranek

 

więc chcę cię

wypełnić

bólem

przepełnić

i spełnić

dni

co na owoc

istnienia czekają

 

 

Wstęp

 

ten siedmiopis zasadziłem tobie

w tym ogrodzie co rajem kaprysił

bo niewiele mogę już dać

na ten ołtarz

co go nie chciałaś

 

sen się zakradł potajemnie

nie pytając porwał ten czas

usta zmroził obcy wiatr

może nie było nas

 

deszcz kroplami pochlipywał

szlochał kwilił raz po raz

nie ogłądaj się

nie mów wróć

chyba nie było nas

 

więc wejdź w ten czas

kiedy chcesz

czas róż

walentynek

i łez

 

 

I dotknęłaś ten kamień

 

i dotknęłaś ten kamień co życiem kiedyś lśnił

i zrosiłaś te usta goryczą spalone

gwiazdy buchnęły z otwarciem powiek twych

a jam ramiona wyciągał żebrząc o ten deszcz

 

do lasu różanego za rękę mnie wzięłaś

i dotknąłem tę ziemię dorodną i kształtną

dłoń moja drżąc z przelękiem płynęła

niby jacht po twym ciała bezkresie

przytulałaś żądze me ogniem twych żrenic wzniecone

oddechem ciepłym metrum serca zdwajałaś

szept słów spływał jak miód po twych piersiach

i każdy rzęs trzask rozkuwał stare pęta

 

biegliśmy razem co tchu byle prędzej

na tę łąkę dziewiczą soczystą

gdzie tylko kwiaty latawce i my

na wznak pchnęłaś mnie uśmiechem

mnie bezwładnego szczęśliwca

a ja czekam na to życie

płynące z twoich piersi

i ud

 

 

Ten dzień

 

Wstąpiłem w ten dzień.

W niepewność ubrałaś mnie

schludnie i prosto.

Czy przywita mnie słońce?

Czy deszcz runie z gruchotem?

Błahostki uświęcaliśmy czas jakiś

i bzdury nieistotne podziwiali niedbale.

Dziury wygrały bitwę z emocjami

i pojedynek z podnieceniem naszym.

 

 

Bo lęk towarzyszem wiernym twoim był,

a strach więził usta spragnione za kratami.

Słońce świadkiem też nie chciało być,

tylko róże wyborowe kłaniały się przed nami.

 

Lecz dłonie splotły nam się mimowolnie,

a usta pragnieniem drżąc zbliżały się skrycie.

I czułem te piersi bojaźnią falujące,

i czułem te uda za tangiem tęskniące.

 

Błahostki uświęcaliśmy znowu nieśmiali

i gwiazdy w pełnię dnia razem podziwiali.

A gaj ten tulił i rozdzielał nas.

A gaj ten nie chciał zatrzymać ten czas.

 

W domu,

utonąwszy w słodkościach twych pralin,

zemdlałem

 

 

Śpij mój śnie

 

po coś wstąpił w ogród ten mój

losie niewdzięczny i ślepy

po coś zasadził różę tę

i świat w ręce znowu mi dał

śpij już śpij

niech serca nie dręczy

ten raj co znowu zamiera

 

spałem już

jak kamień kwiatu nie znając

zmierzchem pojony co dnia

śpij już śpij

pszczoły bzykają

i wylatują daleko w świat

 

a w koszykach te wina nieliczne

com ustami podawać ci chciał

i sukienka twoja majowa

samotnie tańczy teraz z nią wiatr

śpij już śpij

listopad martwy już spadł

zanim maj uświęcił ten sad

 

śpij mój śnie już śpij kochany

niech serce się więcej nie trudzi

śpij mój śnie już śpij niekochany

niech cię już żadna róża nie zbudzi