fot. Lila Rafalski
Ludwika Słowikowska-Cramer
Urodziła się w Olecku na Pojezierzu Mazurskim.
Od dzieciństwa czuła się pewnego rodzaju odmieńcem, bo najchętniej przebywała sama ze sobą. Młodość i lata szkolne spędziła na Opolszczyźnie. Jej duchem opiekuńczym byli: starsza siostra Teresa Słowikowska-Olejarczyk (polonistka, której pasją była metodyka i dydaktyka literatury polskiej) oraz szwagier Marek Olejarczyk (krytyk literacki, teatralny, poeta, tłumacz, dziennikarz). To oni umiejętnie i z ogromną cierpliwością korygowali jej potyczki i pierwsze kroki po niezwykłym szlaku poezji, umożliwiając jej tym samym nawigację między rafami grafomanii i elukubracji. Z nimi spędzała okresy wakacji, otoczona pięknem nie tylko Bieszczad, czy Bałtyku, ale również literatury.
Świat malarstwa przybliżył jej ojciec, który był urzędnikiem, a w wolnych chwilach malarzem.
W 1977 roku wyjechała do Niemiec. Zamieszkała w Hagen (Nadrenia-Westfalia), gdzie po ukończeniu akademii administracyjnej żyje, mieszka, pracuje i tworzy.
O swojej twórczości tak opowiada:
Twórczość jest dla mnie wszystkim po trochu: lekcją pokory, karą, nagrodą, zabawą i przygodą z darowaną obecnością, atrakcyjną i podniecającą odmianą egzystencji, świadomym zapisywaniem, malowaniem swoich przeżyć, tych prawdziwych i tych wyimaginowanych, względnych, bo subiektywnych. Jest lekarstwem na napięcia, czy fałszywe współczucie, ratunkowym kołem przed agresywną nieżyczliwością, zastępczą formą i sposobem na senne koszmary, emocjonalne huśtawki – jest wyzwaniem i zbawiennym przejściem w stan duchowej metamorfozy, próbą zrozumienia siebie i drugich. Maluję i piszę siebie, ponieważ najchętniej przebywam w odosobnieniu. Sztuka pomaga mi, uzyskać równowagę w dialogu między moimi korzeniami, a moim życiem w przybranej ojczyźnie. Mój ulubiony temat, to przede wszystkim kobieta. Kobiecość zawsze mnie fascynowała i od wielu lat jest głównym tematem moich prac i źródłem inspiracji.
Moim zapiskom (w językach polskim i niemieckim) staram się zaszczepić lekkość zabarwioną uczuciami, a jednocześnie głębię w detalu, by nie człapać starymi śladami, lecz pozwolić sobie na swobodę wyboru i swobodę stawiania poezji ważnych pytań oraz szukania odpowiedzi, dla każdego, kto chce i lubi czytać wiersze. Malarstwem, natomiast staram się uwidaczniać piękno, szlachetność kolorów, soczystą gamę barw i harmonię kompozycji. Nie stronię jednak w swojej twórczości od malowania portretów i scen rodzajowych, czy pejzaży. Piszę sobie wiersze, maluję obrazy - co chwilę inne. Ogólnie w poezji i w malarstwie najbardziej interesują mnie okoliczności powstawania i sam proces twórczy.
Zamiłowanie do liryki i malarstwa towarzyszyło mi od dziecka. W mojej twórczości lirycznej, jak i malarskiej podejmuję szeroki wachlarz tematów i duży ładunek ekspresji. Prace powstają często równolegle – w niezbędnym czynniku współtworzącym gestualną formę globalnej harmonii malarskiego chaosu. Z fascynacji międzyludzkimi korelacjami i życiem powstały w ostatnich latach liczne cykle obrazów. Każdym z nich starm się wyrazić po prostu to , co czuję, to, czego pragnę jako kreatywna jednostka. Wejście w świat twórczości, to samotna próba zmierzenia się z ogromem emocji, które pragnę ujarzmiać na płótnie. Każda nowa praca jest dla mnie wyzwaniem, uchwycenia momentu, który w przypadku np. portretowanego, widoczny jest tyko przez krótką chwilę. W mojej twórczości posługuję się daimonionem, tzn. intuicją i naturalnie własnymi doświadczeniami. Na ile jest to możliwe przekraczam progi „zwyczajnego projektu”, wnikając w bardziej intymne obrazowanie świata, gdzie moja własna natura stanowi klucz do mojej twórczości. Nie należę do osób cichych i skrupulatnie poukładanych, to też upust moich emocji znajduje czasem wyraz w rozpryskanej, cieknącej farbie lub gwałtownych pociągnięciach pędzla. Dlatego rzeczywistość postrzegana przez pryzmat mojej gwałtownej i chaotycznej natury w końcowym efekcie rodzi moje obrazy.
Ulubionym sujet minionych lat i aktualnie jest człowiek/kobieta i interpersonalne międzyludzkie relacje. Moja działalność artystyczna oscyluje wokół gamy wszelakich uczuć, a więc tego, co może niepokoić, a zarazem fascynować i uwodzić. Jako artystka próbuję nie tylko to, co jest specyficzne, lecz także szczególny charakter opisywanej sytuacji wyrazić za pomocą właściwych środków i odpowiednią techniką. Ale zawsze w centrum percepcji i refleksji jest człowiek. Czasem udaje mi się uchwycić rdzeń chwili, przedsatwić człowieka w niektórych sytuacjach w sposób wyraźny – zarówno jako jednostkę, jak i jako typowego przedstawiciela istot myślących, gdzie pozornie normalne, znajome i zrelaksowane sytuacje zadają egzystencjalne pytania poprzez nadane pracom subtelne dwuznaczności.
Niemniej równie ważna jest w pracach problematyka barwna organizacji pola obrazowego, gdzie kolor, obok ekspresyjnego gestu stanowi bardzo ważną w malarstwie wartość. Dlatego właśnie synteza, gra kolorów sprowadzona do minimum, rytmy, bogate gradacje tonów pośrednich są esencją moich prac. Równocześnie każda epoka, styl, czy dzieło wzbudza jednak mój zachwyt i szacunek, dlatego też nie preferuję żadnego konkretnego stylu, czy artysty. Sztuka jest dla mnie znakomitym świadectwem niewiarygodnej energii umysłowej człowieka.
W marcu w galerii Pol-Cafe prezentowaliśmy wystawę malarstwa Ludwiki pt. Kobieta i kobiecość – malarstwo figuratywne www.polcafe.eu/LCramer
Inne wystawy malarki:
Hagen, od 21.02.2014: http://tv58.wordpress.com/2014/02/20/korperlichkeiten-figurative-malerei-von-ludwika-maria-cramer/
Hagen, 18.02-27.03.2014: http://hagen-in-westfalen.de/allerwelthaus-hagen-e-v/veranstaltungen-allerwelthaus-hagen/
Hagen, 27.02-27.03.2014: http://www.kirchenkreis-hagen.de/presse.php?id=2300&kk_hagen=df1d1d59b59c200b0d1a399c7f6b44ac
Hagen, 21.02-27.03.2014: http://www.derwesten.de/staedte/hagen/der-menschliche-koerper-fasziniert-mich-id9016558.html
Fot. Rudi Kosinski
Intensywnie lipcowa noc
marzę o śmierci
nie przeraża mnie nieważkość
implikująca że pod stopami
nie ma już nic ‒ żadnego gruntu
gdzie działa siła grawitacji
permanentna inwigilacja
zawieszone w próżni istnienie
‒ okrojona rzeczywistość
oczami kamienic zatrzymuje
noc na dachach domów
nawet w oddechach życie
smakuje poziomkowym musem
śmierć ‒ ptak na drucie łapie
o drakońskiej porze długie cienie
kiedyś będę żyć bez powietrza
Oblizuję zimne usta
daj mi papierowe koszyczki
pełne jabłek z cudzego ogrodu
jak proszki od bólu głowy ‒
uwięź mi jazgot ulicy
między jednym snem
erotycznym a drugim
drastycznie powiedz
ile kosztuje to cudo
‒ ta noc ‒
chciałabym jej dać jakieś imię
Znajome dziwności
w alfabecie lęków NIC
staje się tak niezdarnie
psiogłówkowate
i zarazem motylodelikatne
jak teraźniejszość
może skoczy ze strachu
sztywnym nosem naprzód
w sukienkę kukułki i w sandały
asfaltu a księżyc ozdobi swoje kręgi
szyjne sadzą i wyruszy
do kolejnej wiochy by poślubić
dziecko w mężczyźnie albo
mleczne światło martwego drzewa
niejednej przewiewnej werandy
lub cukrowany chleb
czy utopi się w poezji czy
normalnie uschnie w zachodzie – nikt nie wie
Alibi stereotypów
polipy drapieżnych niedopowiedzeń
i powierzchownych interpretacji
tańczą na linie szczelnego muru
empatycznie spolegliwych uczuć
są tym samym pustym cieniem-pragnieniem
idąc niepodważalnie przez obszar materii
odmienią się w radarze naszych źrenic
w lakoniczne faramuszki teatralnej robinsonady
tylko pod maską napięte twarze dają jej
wyraz tajonego życia ‒ jak zużyty detal
Szczypta oniryzmu
w nanomaterii uczuć
rysy twojej twarzy
jak kostki lodu
tracą swoje kształty
kiedyś pisałam o nas
białe wiersze
teraz
wszystkie są przezroczyste
czy tą ostatnią osobą
z którą kiedyś
odejdzie pamięć o mnie
‒ będziesz ty
Zielone złoto
deprecjonowanie kaskad pretensji
w pedantycznych butach uporządkowań
czy mogę być inny ‒ bezpardonowy i kasandryczny
kiedy zaczynasz konfrontować
naszą spłyconą rzeczywistość
z dawno zaprzepaszczonymi ideałami
czekamy na łatwiejsze dni
rzucając łapczywie nasze projekcje
w duchy przeszłości ‒ w rozmowy o życiu
czas pędzi nie w tą stronę
a myśl w nieskażone powroty
do tego co minęło
kiełkujący ból głowy przecieka
kolejny reaktywowany schemat nocy
i trzy smutne mordy
Okaryny
jak pachnie biel
przećwiczyłam dziś
na żywym ciele organizmu – swojego
ono jeszcze nie wie że Kraina Zmarłych
to dół z odpadkami
stale dokonujący roszad
więc stara się być wizytowo ubrane zmieniając
pozycje w indywidualnie ustalonej sekwencji
jak nowożeńcy wstępujący w łoże
Haute Couture-Koncentrat
wylewam myśli jak
atrament z kałamarza
lubię gdy słowa mi podpowiadasz
gdy jestem z tobą natchnienie
lubię obcować w objęciach
fikcji krwistoczerwonej
słuchać połaci szelestu
wypełnioną szczątkami tęsknoty
kruszyć uczucia wyciągniętej dłoni
palę nuty przez życie spisane
popiół w usta wkładam
po latach czytany
niewidzialnym tekstem
pokryty pergamin
odbija spokojnie ostatnie
promienie światła
z godzin przy piórze
miesza noce z dniami