Marek Piotrowski (rocznik 1956)
Urodziłem się w ciekawych czasach - niedługo po moich narodzinach wybuchło Powstanie na Węgrzech, przetoczył się Poznański Czerwiec. W USA Eisenhover został ponownie prezydentem, Fidel Castro rozpoczął Rewolucję Kubańską. W tym kontekście setna rocznica urodzin Ludwika Waryńskiego wydaje się bardzo symptomatyczna. Czas płynął burzliwie w świecie, a w Krośniewicach, małym miasteczku k/Kutna słonecznie, ciepło, wczesnojesiennie, może nawet nudno.
Z zawodu i wykształcenia, jestem “Krośniewiakiem z placów”. Nie uczestniczę w warsztatach literackich, konkursach, nie publikuję w almanachach. Nie ubolewam nad brakiem nagrody sołtysa, wójta czy wojewody, gdyż niesłuszne niewątpliwie zaniechanie tych czcigodnych urzędników, na szczęście, nie ujęło moim tekstom urody, a jedynie przydało im oryginalności. Z powodzeniem wiersze moje i fraszki, parokrotnie były już drukowane w tygodniku Angora.

Swoboda życia, brak kompleksów, zawsze dobry humor, apaszowski, luźny sposób bycia i szumiłebski charakter, mają odzwierciedlenie w prostym, nie barokowym stylu mojego pisania. Przebywanie wśród ludzi z klasą i świeżo “nobilitowanej szlachty” jeszcze bardziej pozwala mi być sobą i na szczęście, nigdy nie jestem “na cenzurowanym”.
W październiku 2013 ukazał sie na rynku księgarskim w Polsce, mój debiutancki tomik poezji i fraszek pt . “Moje Krośniewice”. Tomik ten jest dedykowany mojemu miastu, z którego przed 27-laty wyjechałem do Dortmundu. Tu mieszkam, pracuję, śpiewam w chórze "POLONIA", uprawiam sport. Tu urodziły się i wychowały moje dzieci, które oprócz innych języków, pięknie mówią i piszą po polsku.
Moje nowe teksty, które znajdują się w tej Antologii, przygotowałem do wydania drugiego tomu poezji i fraszek “ Kochaj mnie życie”.
Słów nie ubieram w odświętne garniturki a rzeczy nazywam po imieniu.
Pracuję ponad 13 lat w wielkiej firmie wulkanizacyjnej w Dortmundzie, firma zajmuje się odnową opon do wielkich maszyn budowlanych, które pracują w kamieniołomach i kopalniach odkrywkowych w Ameryce, Kanadzie i w Afryce. Pisanie fraszek i poezji, to kolorowanie sobie świata wielkich, czarnych opon słowem pięknym, to kręcenie w odwrotną stronę uciekającego czasu, mijających uczuć, zaniedbanych miłości. To odskocznia od codziennych obowiązków, wykonywanych na czas, na miejsce i na pewno. Wyciszenie mojej niespokojnej duszy i ugłaskanie zawadiackiego charakteru.

 

Głęboka studzienka

Stała sobie przy studzience,
niemłoda panienka.
I myślała kto tu głębszy,
ja, czy ta studzienka.

Trudno było to ocenić,
zwłaszcza gołym okiem.
Bo nikt przecież nie wie,
jak dno może być głębokie.

Po szalonej nocy ze mną,
zobaczyło dziewcze ciemność,
więc cichutko zapytało,
– a z kim mam przyjemność?

Cóż mam odpowiedzieć,
cierpiąc na ból głowy.
To ja – rzekło echo,
ja – górnik przodowy.

 

 

Poczta miłosna
 

żonie

Na liściu miłosny list ci napiszę
zielonym, łopianu lub rabarbaru,
przykleję znaczek w zadumy ciszę
i wyślę do innych miłości paru.


Wierzę w twoją młodość i myśli dziecinne,
w tej sukni z mgły wyglądasz skromnie,
miłości moje tak piękne, niewinne,
kiedy w snach przychodzicie do mnie.


Z nadzieją płaczę po nocach, kiedy myślisz o mnie
myślami, które rozlewają się w przestrzeni.
Słono zapłaciłem żebyś przyszła do mnie,
muszę w tobie wytrwać, choćby do jesieni.


Miłość grzechem płynąca jak miodem i mlekiem,
gdy późną nocą wracam ze zwiędłą różą,
kocham choć jestem grzesznym człowiekiem,
o miłości mówię często i niedużo.

Na liściu miłosny list ci napiszę
zielonym, łopianu lub rabarbaru,
Zachowaj go w sercu, jak talizman,
dla naszych wspólnych jeszcze lat paru.


 

 

Czy pamiętam
 

Ewie Karpińskiej

Pytasz czy pamiętam
naszą pierwszą miłość,
szybkie oddechy, uśmiechy ukradkiem,
nasze pierwsze chwile zapomnienia?
Pytasz czy pamiętam,
naszą pierwszą wiosnę,
co malwą błyszczała różową?
Czy pamiętam łąki
kwitnące w kaczeńcach,
w których niebo tonęło na zawsze?
Nasz pierwszy dotyk, pocałunek pierwszy,
nieudany jak pierwsza babka z piasku.
Jak to możliwe, że ocean milczy,
i ptak już nie śpiewa ?
Wulkan namiętności stracił swój żar,
kłamstwo zakopał w popiele.
Noc, cisza,
z daleka dobiega szczekanie psa.
Jak to możliwe, że tesknisz,
skoro wszystkich masz,
na wyciągnięcie ręki,
na odległość oddechu?
– tak pamiętam.



Szanowni kolekcjonerzy

Zamienię żonę, na żelazko z duszą,
młoda, zgrabna, świetnie gotuje.
Lekka, chłodna z delikatną tuszą,
z taką przecież koszul nie uprasuję.

Zamienić żonę na żelazko muszę,
choć gładkie koszule to sprawa gustu.
Kobiety przecież też mają duszę,
gdzieś tu – na wysokości biustu.

Przytulam cię przy prasowaniu koszul,
wiem, że uwielbiasz taką robotę,
a kiedy prasowanie już skończone,
to znowu je z tobą gniotę.

Zamienię żonę na żelazko – bez wahania,
niech w to ogłoszenie wreszcie ktoś uwierzy,
zamiana na rok, do następnego spotkania,
pomóżcie – szanowni, cudzych żon kolekcjonerzy.