Anetta Piras,

urodziła się 18 kwietnia 1976 roku w Piotrkowie Trybunalskim. Dziecinstwo przebiegało jak w każdej katolickiej i tradycyjnej polskiej rodzinie. Do 19-go roku życia mieszkała z rodzicami w małej wiosce niedaleko Bełchatowa. Po ukończeniu Liceum Ekonomicznego przeniosła się do Łodzi, gdzie pracowała w różnych zawodach – szwaczka, sprzedawczni, akwizytorka. Mając 21 lat wyjechała do Hamburga. Tam poznała męża i urodziła dwóch wspaniałych synow. Marcello w chwili obecnej ma 10 lat, a Maksymilian 8.

Życie jednak nie było łatwe. Pracuje jako opiekunka osób starszych i wychowuje dzieci. W wolnych chwilach robi coś co działa jak balsam dla duszy w trudnych dla niej chwilach – pisze skromne wiersze. Obecnie mieszka sama z dziećmi w Hamburgu.

Prowadzi poetycki blog http://marcellinko.blogspot.de

 

 

Bez tytułu

 

Szkoda, bo mogło by znowu zabłysnąć

Światełko co serce rozświeca.

Pustka i strach który prowadzi przez życie

Wciąż ogień wewnętrzny w nas wznieca.

 

Iskierka nadziei co ciągle gdzieś płonie,

Dodaje otuchy i siły.

Cisza przemyśleń wypełnia me skronie,

By ludzie znów byli życzliwi.

 

Biegniemy przez różne wertepy i drogi,

Czasami do złego finiszu.

Koleje życiowej udręki i trwogi

Marnują nam ducha gdzieś w sobie.

 

Częste ucieczki od rzeczy nam danych,

Fantazją kierują relacje,

Człowiek spragniony ciepła, respektu

Gubi się, popada w agonię.

 

 

Rozważań babskich trochę...

 

W sumie to nie wiem co pisać, czy w rymy to się poskłada.

Bo po co uczucia wylewać, gdy wszystko to tylko zabawa.

Gra słów i spojrzeń zagadki, w uczuciach tak nędzna biesiada

Rozpala doszczętnie fantazję, a w wnętrzach zostaje żenada.

 

Karmienie swych pragnień i dążeń wyuzdanymi słowami,

Ile w tym prawdy a fałszu pomiędzy obcymi ciałami?

Chaos, totalny bałagan, w fantazjach czy w realności,

Kobieta jak dziecko spragniona, paru tych słów czułości.

 

Kończąc wspomnienia z podróży, tej która co dzień się toczy,

Myślę, że facet jak każd – swe ego lubi podnosić.

Nie myśli o tym, że czasem, ludzie spragnieni są ciepła,

Takiej normalnej rozmowy, o wsi, naturze czy sexach.

 

Bo przecież każdy z nas człowiek, ma to serducho co bije,

Każdy pragnie wytchnienia, szczęściem wypełnić te chwile.

Bo serce to mięsień naiwny, łatwo jest wbijać w nie kije,

Mimo życiowych doświadczeń, wierzy i ufa wciąż tyle.

 

Czasem gonimy za wiatrem, za czymś co niemożliwe,

Spełniamy skryte fantazję, godzimy się na tą bitwę.

Bitwę o słowo słyszane, o gest, czy o inne sprawy,

Kobieta tak czułą istotą, a facet tak wyrachowanym.

 

 

Samotność wśrod ludzi

 

Piszę – a w sumie po co, czy kartka jest życiową prozą?

Czy tylko ona mnie słucha gdy życie zachodzi grozą?

Wsłuchuje się w każde słowo tak jak przyjaciel w oddali,

Nie mówi, nie odpowiada, przyjmuje wszystko w swej bieli.

 

Pewnie niektórzy pomyślą, że jestem jakimś szaleńcem,

Że piszę i troski me składam, ciągle to w nowe wiersze.

Przecież ludzi od liku, którzy słuchają tak chętnie,

Co w sercu, co u mnie na duszy, pytają się wciąż zacięcie.

 

Kartka nie pyta się o nic, przyjmuje wszystko z pokorą,

Lepsza ona od ludzi, nie burzy się serca niedolą.

Nie wypomina mi błędów, pociesza czasem też skrycie,

Gdy czytam później to cicho, papier ulepsza me życie.

 

Nie krytykuje, nie prawi ,morałów wszystkim nam znanych,

Gdy płaczę słucha spokojnie, zły humor chce mi poprawić.

Te dobre nowinki i chwile też przyjmuje tajemnie,

Niczym głaz milczy wsłuchana, kartka ta moja kochana.