Przemysław Trenk,
urodził się 21.01.1976 r. w Toruniu. Pracuje jako opiekun osób starszych w Niemczech. Z wykształcenia jest barmanem - kelnerem. Jest też instruktorem sztuk walki. Kocha poezję i wszystko co się z nią wiąże. Od niedawna zaczął pisać wiersze. Sprawia mu to ogromną radość i daje satysfakcję. Kocha kwiaty, a w szczególności frezje. Inspiruje go świat. Uwielbia ludzi szczerych i z otwartym umysłem.
W życiu kieruje się zasadą „Żyj tak aby po Twojej śmierci, ludzie dostrzegli jak bardzo im Ciebie brakuje”. Jego wiersze są często manifestacją stanu ducha.
Wraz z Jackiem Pelianem wydał tomik pt. „W zwierciadłach wersów”.
Pozostałe publikacje:
Wierszobranie cz. 5 Carpe Diem, Antologia poetów polskich tworzących w Niemczech,
Antologia grupy poetyckiej "Ogród Poetów",
II Almanach grupy poetyckiej "Kawiarenka",
Antologia Poetycka Dziennika Literackiego "E - literaci" pod redakcją Barbary Alicji Mazurkiewicz.
Wiele wierszy publikuje na swoim profilu na Facebooku. Niedawno zaczął pisać felietony opisujące aktualną sytuację w Polsce.
***
dlaczego jestem poetą ?
ona
spogląda na mnie z portretu
dniami milczy
nocami zaś rozmawia z księżycem
ćmy szukające światła
obległy jej kształty
od smukłych nóg
po żyrafią szyję
czuję dotyk wiatru
żyto
smak lata położyło na policzki
zapach kwiatów i źdźbeł traw
otulił osamotnione nocą
ławki
jej otulona jedwabną chustą głowa
i kilka gołębi
przy placu Rapackiego
są jak moja miłość
miłość do poezji
Ona wie że cwał mustanga
można poczuć pieszcząc kobietę
najczulej
pierś powabna
nie daje zasnąć wyobraźni
być może dlatego światło ulicznych latarni
wciąż trwa
nie traci sensu
moje w niej trwanie
być może dlatego jestem
poetą....
Ciszą jest chwila
Cicho łkasz w pokojach
duszy
Nadchodzi noc, na palcach
zmierzchaniem
Samotne te chwile co bólem
malowane
Śpisz...
wargi Twe różowe, wilgotne
snem zasłaniasz twarz
Wiersz, ulubione strofy w małej
biblioteczce
Chowam w Tobie, trwam...
Ciszą jest chwila na Ciebie
zerkaniem
Oczy szkliste i włosów płomień
przyzywam Cię jak wspomnienie
w albumie
I tylko czasem uśmiechem spojrzysz
Ciszą jest chwila
zasypiam...
Dzieci gorszego Boga
Wyszły na ulicę dzieci
Bogów wyklętych
Idą dumnie z nadzieją
w przyszłośc narodu
W jednym szeregu jak miecze
wbite w ziemię
Wyszły, zrodzone sprawiedliwością
która każe wierzyć w triumf serc
gorących
Idą dumnie pod gradem kamieni
słów
Zostawiły sumienia w ciemnym
konfesjonale
Idą ulicami potomkowie
Dantonów
Co żyli bogobojnie wśród Dekalogu
dziesiątki
Wyszli potomkowie gorszych ojców i
matek złych
Chcą krwi i chleba
idą by śpiących obudziła trwoga
Dzieci gorszego Boga
bądź...
spotkaliśmy się w cichym kościele
odwróciliśmy się do siebie słowami
cichej modlitwy
która stała się Vivaldim
granym na cztery ręce
wchodziliśmy pomiędzy pięciolinie
ufając dłoniom niecierpliwym
by po chwili zamilknąć spojrzeniami
tęsknych oczu
cisza wypełniła kościół
rozchyliła się jak kwiat kobiecości
otwierając bramy do Niego
bądź pozdrowiony Boże
i ty miłości moja
muzyko
poezjo
aż po czas nieskończony
bądź i Ty czytelniku
któremu to wszystko napisałem
Epitafium
Wędruję ciemną aleją mego
miasta
Okruchy wczorajszego dnia rozwiał
wiatr
W zmilczanym słowie, spojrzeniu chłodnym
bezwiednym trwam
Dotknij mnie, zanim gdzieś w alejce
ominę Cię
Burza nadciąga deszczem łez
perłowych
Utkany ze strzępków radości mój
los
Zamknięty w tomiku poezji
zwiędły liść
Nie chcę już nic więcej, do życia
wystarczy Twoje serce
Kocham coraz szybciej, przez słone
łzy
Aleje mego miasta, splątane
bezdroża
Wchodzę w świt ciepła Twoich
rąk
I trwam w smutnej alei wczorajszego
dnia
Kocham bardziej i gasnę przez
łzy
Epitafium na nagrobku
„Tu leżysz Ty”
Intymnie
Obcowanie...
bliskość umysłów i ciał
zawiązanych na kokardkę
Cielesność...
która pozwala na więcej
Lekceważymy świat, zostawmy go
do jutra będzie trwał
Pocałuj mnie....
taniec zmysłów w głowie
dwa oddechy, jeden rytm
Już wiem czym jest słodycz
spełnienia
w nagości dusz i ciał
poznajemy siebie
I kawa na śniadanie
Dzień dobry Kochanie...