Dodane przez Leo - wt., 04/02/2013 - 10:03

Barbara Weise

Urodziła się 23.04.1954 r. w Pile, mieście do którego od dwunastu lat niezmiennie tęskni. W roku 2001 przyjechała do Niemiec na chwilę. Ta chwila trwa do dziś, bo jak się przekonała, i tutaj można znaleźć szczęście. To tutaj zaczęła poważnie traktować swoje pasje: poezję, prozę, fotografię i próby malarstwa. Najpierw pojawiła się w "Samym Życiu" w kąciku - Wierszobranie. Potem zadebiutowała na scenie restauracji "Gdańska" w programie Haliny Kostrzębskiej. W antologii poetów emigracji pt. "Żeglując w oceanie słów" ukazały się jej pierwsze powstałe na emigracji wiersze.  Jest członkiem grupy poetyckiej "Obłoki" (USA), tam też w polonijnym czasopiśmie Polski Express publikuje poezję i prozę. Należy do bractwa Konfraterni Poetów w Krakowie. W wydanym przez Oficynę tejże Konfraterni zbiorowym tomiku wierszy, można poczytać jej ciepłą poezję.

O sobie mówi: "Życie przepływając przeze mnie, osadza pokłady przeżyć, uczuć i emocji. Sięgam do nich jak do kopalni wiedzy osobie - kobiecie, ludziach, dojrzewaniu. Podglądam świat, a on patrzy na mnie."

 
 

***

 

Rozwijam markizę słońca

ta zima taka długa.

 

Leszczynowe kotki

zerkają zdziwione

że chce się nam tak

pod wiatr.

 

W kieszeni wieczoru

gadają dłonie

moja w twojej

szczebiocze.

 

Grafitowa mgła

przenika szeptem

czas do domu.

 

 

***

 

Niepokój

ma kształt lęku

zdziwione źrenice

puls nocy

po krótkim śnie.

 

Jednostajny sufit

odbija myśli

żadnej odpowiedzi.

 

Przywołuję mojego Anioła

zapomniałam o nim

ze szczęścia.

 

 

***

 

Milczenie  jest  pieszczotą

ostatniego  słowa

rozpływa  się  w  pamięci

pluszowym  szeptem  na  szybie 

po  drugiej  stronie  deszczu

 

milczenie  nie  jest  ciszą

tę  z  braku  metafor

wymyślili   poeci

 

to  dialog

na  dwie  ręce

pod  kocem.

 

***

 

Popatrz

jaki ładny księżyc i noc

usypia gwiazdy za chmurami

 

a nam w kieliszkach tyle słów

do nazwania zostało

 

miasto ucicha

latarnie przymrużają oczy

 

popatrz jeszcze sierpień

jutro kasztany

rozsypie nam wrzesień

 

będziemy jesienni

złotorudzi  bordowozieloni

wciąż młodzi

niestygnącym blaskiem oczu

brązowo -chabrowych.

 

 

***

 

Czasem  mnie  budzą

oddechem  firanki

włażą  pod  poduszkę

rozgrzebują  noc 

 

wkładają   za  ciasne  sukienki

na  pończochy  szpilki

dziobami  dudnią  o  parapet     

moje  przedawnione  sny

 

wolę  te  z  dzisiaj

w  satynowej  piżamie

zmierzwionych  włosach

tobą  na  poduszce  obok

 

gdy  nie  mam  pewności

czy  śnię

czy  to  sen  śni  mnie 

kiedy  moich  rąk

nie  wypuszczasz  z  dłoni

 

odpływamy  razem.

 

Dodaj komentarz

Czysty tekst

  • Znaczniki HTML niedozwolone.
  • Adresy web oraz email zostaną automatycznie skonwertowane w odnośniki
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.