Benseler 1

Urszula Benseler

Urodziła się w 1957 r. w Łodzi. Jako nastolatka trenowała pływanie w Anilanie Łódź oraz Unii Racibórz. Uczęszczała do Technikum Hotelarskiego w Jeleniej Górze i w Wiśle. Po szkole przeniosła się do Bielska Białej i pracowała w FSM i Spółdzielni Rzemieślniczej. Pokochała góry, i chętnie do dzisiejszego dnia jeździ w Beskidy i Karkonosze.

W 1989 r. wyjechała wraz z synem do Niemiec i ponownie wyszła za mąż, za Niemca, który nauczył się po polsku.

Zmaga się z ciężką chorobą. Pisanie wierszy jest dla niej między innymi ucieczką przed nią. Czasem jednak obawia się, że jej wiersze są przez to zbyt smutne i intymne.

Pisała je od zawsze. W nich przerabiała swoje wzloty i upadki, porażki i zwycięstwa, rozwód rodziców, swój własny, śmierć ojca, przyjaciółki, ale były też i chwile szczęścia, wielka miłość, urodzenie syna, czy wycieczki na szlaki ukochanych gór. W latach szkolnych założyła kabaret Heca, układała cały program dla 4 koleżanek i 3 kolegów, a sama też śpiewała, grała na gitarze, tworzyła skecze, była choreografem i tańczyła.

Oprócz pisania wierszy maluje i gra na gitarze. Ma wiele ciekawych pomysłów. Organizuje w małym Duderstadt - spotkania „polskich Dziewczyn”.

Przyroda, ludzie i ich charaktery, zaduma w modlitwie, to tematy jej wierszy. Pozostała przy rymowanych wersach. Kiedyś często grała na gitarze, ale od przyjazdu do Niemiec nie gra, bo brak jej przyjaciół, którzy śpiewali razem z nią jej własne kompozycje. Maluje dekoracje do programu integracyjnego miasta Duderstadt pt: "Märchen der Völker ",którego jest współautorem.

Obecnie ma wreszcie czas dla siebie. Podnosi sie z kolan po kolejnej porażce życiowej. Pomaga polskim pacjentom chorym na raka podczas ich terapii w Niemczech, tłumaczy przy zabiegach i rozmowach z lekarzami.

fot. Rudi Kosinski

 

Modlitwa

Stoję, Panie, przed Tobą,
z głowa schyloną tak nisko,
i pytam cicho, i z trwogą,
- czy to byłoby już wszystko?

Stoję, Panie, przed Tobą,
nie żalę się i nie skarżę
Resztkami wiary w myśl twórcza
z rozpędu jeszcze coś marze...

Stoję, Panie, i nie mam

odwagi, spytać: Jak długo
będę owieczką w Twym stadzie?
Z Twej woli - na ziemi sługą?

Jeszcze mi trochę trzeba
i czasu, i chęci, i siły,
by się marzenia mych dzieci,
nie moje nawet!- spełniły

Jeszcze mi trochę trzeba
zdrowia, zacięcia w celu
Pozwól mi, Panie, więc dożyć
radosnych poranków wielu

Któż zrobi rachunek sumienia
i myśli: Dzień Sądu blisko!
Choć godzę się: Bądź wola Twoja,
nie wierzę, że to już wszystko

Stoję więc, Panie przed Tobą,
z głową schyloną tak nisko...
Choć duszę wypełnia twa Miłość,
i oczy - łzy słone - coś prysło...

 

7 Masek

Mam swoje 7 masek w szafie,
każdą na inny tygodnia dzień...
I zmieniać je już też potrafię! –
Kiedy i ile razy chcę !

Mam worek łez, dobrze schowany,
też w szafie – i na samym dnie...
Ten sznurkiem mocno jest związany,
niewiele w nim już mieści się...

I mam zasłonkę, misternie tkaną
ze smutnych snów i długich nocy,
wieszam z mozołem ją potem rano
na słońcu, mrużąc zmęczone oczy...

Mam też szufladkę, pełną marzeń
i suszu wonnych płatków róż...
A czy odważę się ją otworzyć?
Czy nawet na to za późno już?

Czy jak uchylę ją szparką małą –
błyśnie na ścianie gwiezdny pył?
Obietnic, jakie mi kiedyś dano,
gdy ciepły rumieniec mą miłość krył?

Zostawię szafę, i tę szufladkę
zamknięte na klucz – i cicho-sza!
A potem... wyjmę kolejną maskę –
zobaczę, w co ze mną nowy dzień gra!

Poszukam siły w nadziei tęczy –
a smutek może obłokiem uleci?
Po każdym deszczu, po strasznej burzy
słońce na nowo przecież zaświeci...

Benseler1a